Tarta śliwkowa z musem czekoladowym.
Okazuje się, że przeprowadzka nie musi być nerwowa i wykańczająca, nie trzeba się też do niej przygotowywać przez tydzień. Wystarczy dobrze zorganizowana drużyna, cola, papierosy i dobry humor. Można zacząć dzień przeprowadzkowy od smacznego śniadania zjedzonego razem i od kilku leniwych chwil, żeby potem skutecznie się spakować. Dobrze mieć kogoś takiego jak Mizer, kto swoim wieeeeeelkim samochodem pomógł wszystko przewieźć – dzięki!
Kot w nowym miejscu zaaklimatyzował się błyskawicznie, podobnie jak my – widocznie to mieszkanie ma fluidy, które po prostu sprawiają, że jest dobrze. Moje rzeczy nie fruwają wszędzie (aż ciężko mi w to uwierzyć, biorąc pod uwagę bałaganiarskie zapędy), a wszystko ma swoje miejsce.
A skoro już mam dostęp do wspaniałej kuchni (jest mikser!) i jeszcze zaprosiliśmy Starszyznę (i należącego do młodszego pokolenia brata) na mały rekonesans, to nie godziło się przywitać ich z pustymi rękami. Pomyślałam o śliwkach od dziadka czekających w zamrażarce, pomyślałam o czekoladzie i urwałam się z ostatnich zajęć, żeby jak najszybciej pougniatać ciasto, próbować mus czekoladowy prosto z palca, zjadać śliwki i oblizywać miseczkę.
Jeżeli pracujesz i studiujesz zaocznie, co doprowadza do tego, że przez 12 dni z rzędu musisz wstawać o pogańskiej porze… zrób ciasto. To zawsze pomaga.
Tarta ze śliwkami i musem czekoladowym
Składniki:
ciasto:
150g mąki
100g cukru puru
pół kostki masła
kilka łyżek wody
kilka(naście śliwek) wydrylowanych, przekrojonych na pół
mus czekoladowy:
1,5 tabliczki czekolady (kakao min. 60%)
pół kostki masła
3 jajka
2 łyżki cukru
Przygotowanie:
Masło (zimne) pokroić w kosteczkę i szybko wymieszać z mąką i cukrem pudrem, w miarę potrzeby dodać wody. Zawinąć w folię, schować do lodówki.
Po około 30 minutach ciasto rozwałkować i przełożyć do foremki. Nakłuć widelcem (porządnie, bo moje w połowie pieczenia się zbuntowało i zaczęło przypominać wulkan przed erupcją, ale na szczęście udało się uratować). Rozłożyć śliwki, posypać śliwki cukrem pudrem. Piec 20-25 minut w temperaturze 175 stopni.
Oddzielić żółtka od białek. W rondelku rozpuścić masło i czekoladę, dodać żółtka, wymieszać, zdjąć z ognia.
W dużej misce białka ubić ze szczyptą soli. Pod koniec dodawać po łyżeczce cukru.
Wymieszać białka z masą czekoladową.
Jak ciasto odrobinę przestygnie to mus przełożyć na ciasto, wygładzić i wsadzić do lodówki na jakieś 2 godziny. Jak uda wam się wytrwać i pozwolicie ciastu przeleżakować w lodówce całą noc to odpłaci Wam się rewelacyjnym smakiem. Jeżeli nie, to też nie będziecie specjalnie zawiedzeni.