Burgerownia – dobre burgery na Żoliborzu
Nie jesteśmy wielkimi fanami burgerów. Długo im się opieraliśmy, byliśmy wierni zapiexom luxusowym w kwestii szybkiej przekąski na mieście. Jednak to koledzy z Zapiex odesłali nas do Cheeseburger Slow Food, które absolutnie powaliło nas na łopatki i zapewniło uśmiech na resztę wieczoru.
Jesienną porą dopada nas jednak lenistwo i zaczynamy rozglądać się za czymś bliżej. Już ponad rok temu przenieśliśmy się z ulicy Żelaznej najpierw na Żoliborz, a następnie na Bielany. Mamy tu Bazarek, Megasam żoliborski, który darzymy wielkim uczuciem i… Burgerownię. No dobrze, Burgerownia jest na Żoliborzu, ale jest w zasięgu spaceru. To nas uratowało w okresie, gdy Badi nie jeździł komunikacją miejską i nie zostawał sam w domu. Postanowiliśmy się wybrać na romantycznego burgera we dwójkę. No dobrze, we trójkę, bo oczywiście był z nami piesurski.
Burgerownia znajduje się w bardzo niepozornym miejscu, w pawilonie na Sadach Żoliborskich. W bliskiej okolicy nie ma żadnej innej burgerowni, jest knajpa chorwacka, jest kotłownia, ale to już droższa impreza. Burgerownia przeciera więc szlaki w zakresie burgerów na Żoliborzu. Miejsce jest skromne. Wnętrze jest urządzone w surowym stylu, nie ma żadnych zbędnych dodatków, można się przyjrzeć procesowi przygotowywania burgera i przy okazji pogawędzić. W środku znajdziemy kilka miejsc do siedzenia. Podczas ładnej pogody można usiąść przy stolikach zbudowanych z europalet umieszczonych na zewnątrz. Panowie są bardzo mili, można wejść z psem, dostanie nawet michę z wodą. Nasz nie skorzystał z oferty, ale może Wasz się skusi?
Menu nie jest ogromne, co dobrze wróży. Nie ma się co rozdrabniać jeśli chodzi o wołowinę. Do wyboru mamy kilka burgerów: classica, cheeseburgera, BBQburgera, jalapeno, fungo, koziego, rybo burgera, a nawet vegan burgera. Ceny zaczynają się od 17 złotych za classica i kończą na 25 złotych za koziego albo ryboburgera. Frytki kosztują 5 złotych. My za nasze dwa cheeseburgery i dwie oranżady zapłaciliśmy niecałe 50 złotych.
Burger jest po prostu dobry i ma w środku kawał dobrego mięcha. Do tego “normalne” dodatki i sosy. Wydaje mi się, że jeden z nich to sos tysiąca wysp, albo majonez z ketchupem, bo miał taki różowo-łososiowy kolor. Ale. No właśnie. Trochę nas rozpuścili koledzy z Cheeseburger Slow Food, bo poczuliśmy trochę rozczarowani brakiem pytania o stopień wysmażenia mięsa. Brak pytania o rodzaj sera jakoś byśmy przeżyli, ale mięsko? Ja lubię średnie, a Wojtek prawie surowe. Przyszło nam się zjadać dobrze wysmażonym. Podczas jedzenia nie przeżyjecie ekstazy, ale z pewnością z przyjemnością się najecie. Ciekawostką jest bułeczka. To nie jest zwykła bułka, ale coś, co odrobinę przypomina grecką pitę.
Mamy jednak pewną sprzeczność: jak na swoją lokalizację burgery są dość drogie. Zestaw cheeseburger+frytki można dostać taniej nawet w Cheeseburger Slow Food, które jak dla nas jest jednak wyżej niż burgerownia. Takie ceny broniłyby się, gdyby Burgerownia była przy samym placu Wilsona. A nie jest. Jest na Sadach Żoliborskich, w towarzystwie apteki i delikatesów Jago, zwanych przez nas pieszczotliwe Django.
Podsumowując: burgery są dobre, a Burgerownia to miłe miejsce. Można się tam wybrać w obliczu ataku ochoty na burgera, pustej lodówki, na “randkę” albo po prostu zajrzeć podczas spaceru z piesurskim zwłaszcza jeśli mieszka się w pobliżu. W naszym przypadku wygrywa lokalizacją i wiemy, że w przypadku mojego Taty także – on jest tam zdecydowanie częstszym gościem niż my.
Miejsce ma potencjał, dobrze karmi i jest tam przyjemnie. Jeśli (nie)przypadkiem zabłąkacie się w okolicach skrzyżowania Popiełuszki i Krasińskiego to zajrzyjcie do chłopaków. Nie rozczarujecie się.