Targ Śniadaniowy – spojrzenie subiektywne

Targ Śniadaniowy – spojrzenie subiektywne

Wybieraliśmy się na Targ Śniadaniowy jak sójki za morze. Ciągle coś stawało nam na przeszkodzie – wyjazd do Krakowa, zbyt długie spanie, zbyt duży głód, przeprowadzka… wymieniać można bez końca. Wtem! Udało się, wstaliśmy i poszliśmy zjeść pod chmurką. Miejsce jest urokliwe, położone na Żoliborzu pomiędzy placem inwalidów a Cytadelą.

Przyszliśmy na głodnego, więc bardzo chcieliśmy zjeść coś pożywnego, innego niż zwykle, w przyzwoitej cenie. Odrzuciliśmy jajecznicę i placuszki, bo często pojawiają się u nas w domu. Szczęśliwie dotarliśmy na Targ po 12, w związku z czym największy tłum ludzi zdążył już się najeść i oddalić, a kolejki nie odstraszały. Wybór padł na I love Hummus. Zdecydowaliśmy się na laffy z jagnięciną (Wojtek) i kurczakiem (ja). Za dwie laffy, mały jogurt z miętą i małą lemoniadę zapłaciliśmy 44 złote. Laffy były niezbyt imponujących rozmiarów, ale uczciwie przyznajemy, że się nimi najedliśmy. Jednak 18 zł za zawijańca z jagnięciną to lekka przesada. Poza tym panowie zawijają laffy w taki sposób, że zaczynają one oblewać cię sosem zanim jeszcze zaczniesz je jeść. Nie wynika to z nieporadności jedzącego, bo zupełnie obcy sąsiad przy stole też się poplamił. W efekcie Wojtek zaliczył mini pranie w ramach targu. Kebab w Efesie z baraniną, dwa razy większy kosztuje 13 złotych i jeszcze nie zdarzyło nam się, żeby tak bezceremonialnie sikał sosem z torebki. To są drobnostki, ale nie chcesz się z nimi borykać jedząc późne śniadanie za horrendalną kwotę. Inny przykład? Świeże zioła i kwiaty. Lawenda, która pod Halą Mirowską kosztuje 4,50 w porywach do 5 złotych na targu kosztowała 15 złotych. 15!

Oczywiście, jak słusznie zauważyła uczestniczka targu siedząca z nami przy stole jeżeli jest to dobry, wysokiej jakości produkt, to bez wahania płacimy za niego więcej. Ale z drugiej strony usłyszeliśmy „wydałem już 27 złotych, nie wiem jak i kiedy to się stało”… Jak ktoś jest małym snobkiem, to oczywiście nie będzie mu to przeszkadzało. Przecież co to za kłopot wydać 14 złotych za trzy małe placuszki. Żeby nie było – nie chodzi nam o skąpstwo, ale o jakiś zdrowy stosunek ceny do jakości i okoliczności.

Jeden z wystawców otwarcie przyznał, że podczas targu ma ceny wyższe niż zwykle. Wszystko to spowodowane jest ceną wystawienia się, która nie jest niska. Żeby więc całe to przedsięwzięcie jakkolwiek się zwróciło niektórzy sprzedawają swoje wyroby drożej. Co ciekawe, mimo tak dużej ceny za wystawienie się organizatorzy raczej nie przykładają się do zadbania o ład. Wystarczyłoby, żeby raz na kilkanaście minut ktoś przetarł stół szmatką, a przynajmniej nie przykleilibyśmy się do miodu z czyjegoś naleśnika. Podpytaliśmy też tu i ówdzie i okazuje się, że nie ma zbyt dużej rotacji wystawców. To w sumie nic dziwnego, bo przy zaporowej cenie wystawienia się, na stoisko mogą sobie pozwolić nieliczni.

Na targu drożyzny zdarzają się wyjątki, takie jak na przykład YuKa, czyli Kasia i Jurek, którzy serwują wegetariańskie wrapy za 10 złotych. Obydwoje mają niesamowitą energię i ten charakterystyczny błysk w oku sugerujący, że naprawdę cieszy ich to, co robią. Nie byli znudzeni, opowiedzieli co nieco o sobie, ale przede wszystkim zarażali swoim entuzjazmem. Na targu śniadaniowym powinno być więcej miejsca dla takich ludzi. Fajnie jest też u GetGreen, gdzie robią pyszne zielone soki, a lodove zapewnia dobre, owocowe lody. Oprócz tego było kilka stoisk z serami korycińskimi, można było zjeść pizzę Jak u Mammy ze śmiesznych mini-piekarników, hummus, jajecznicę albo placuszki z ricottą i dodatkami. Jeżeli ktoś nie ma ochoty jeść na miejscu, to też znajdzie coś dla siebie. Można zaopatrzyć się w warzywa, owoce, przyprawy, sosy, a nawet ekologiczne proszki do prania albo torby uszyte z worków pocztowych.

Żeby nie było, że jesteśmy malkontentami: idea jedzenia śniadania pod chmurką jest świetna i chapeau-bas dla ludzi, którzy to urządzili. Mamy na Żoliborzu i na Ursynowie miejsce, gdzie odnajdą się wszyscy: młodzi, starzy, dzieciaci, pary, single. Atmosfera jest niezwykle przyjemna, wszędzie biegają dzieci, ludzie spacerują, wylegują się z rodzinami, zwierzakami, aż chce się po prostu być na świeżym powietrzu. Ale pozostaje niesmak, że chęć sobotniego wypadu na śniadanie wiąże się z tak dużym wydatkiem.